Nie lubię się chwalić. Nie lubię się głośno cieszyć. Nie jestem skromna, ale niepewna. Muszę uważać w kontaktach z ludźmi, którzy po jakimś czasie sobie o mnie przypominają z ciekawości. A nie lubię takich sytuacji. Nie lubię, bo nie. Nie lubię, bo tak ciężko mi się otworzyć. Nie lubię, bo chciałabym mieć spokój. Nie lubię, bo w rozmowach z niektórymi trzeba pilnować każdego słowa. Bo boję się porażki. Ale często świadomość porażki pomaga mi, przecież łatwiej mówić o czymś, że i tak nie wyjdzie. Dlatego tak ciężko jest się cieszyć, gdy spełnia się jedyna, wymarzona przyszłość, która od początku była pewna, o którą ostatnimi czasy musiałam zabiegać z mniejszym lub większym powodzeniem, z żalem za każdą zmarnowaną chwilą, których zawsze było za dużo. Ta przyszłość stała się dla mnie taka oczywista, że teraz stałam się obojętna. Skryte dążenie do celu, o którym wiedziało tylko kilka osób, zakończyło się powodzeniem i nie potrafię się z tego cieszyć. I chociaż od początku miałam plan, to jakbym o nim teraz zapomniała. Nagle zaczynam zastanawiać się, czy to miasto jest na pewno odpowiednie, czy może inna uczelnia byłaby lepsza, i wreszcie: czy aby na pewno chce się tym zajmować. Głupie to wszystko, ale trzeba spróbować, żeby potem nie żałować. Aspiracje mam, a to już połowa sukcesu. A najbardziej boję się, że będę musiała się tłumaczyć, bo zaprzeczałam, gdy mówili mi w jakim kierunku mam pójść.
PS. Tak naprawdę to lubię się chwalić. Każdy chce poinformować świat o swoich sukcesach, powodzeniach. Ale mi nie przeszkadza moja (jeszcze mimo wszystko) niepewność, ja chcę cały wszechświat utrzymać w niepewności. Zawsze tak robiłam.
PS. Tak naprawdę to lubię się chwalić. Każdy chce poinformować świat o swoich sukcesach, powodzeniach. Ale mi nie przeszkadza moja (jeszcze mimo wszystko) niepewność, ja chcę cały wszechświat utrzymać w niepewności. Zawsze tak robiłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz