czwartek, 29 stycznia 2015

dwa tysiące piękniasty

To będzie jeszcze jeden noworoczny post, z dedykacją dla doktora doma, który w sesji kradnie czołgi ;)

Moja sesja zaczęła się w poniedziałek o 9.30 i skończyła 1,5h później. Egzamin z genetyki, czy też biologii medycznej, jak to ktoś wspaniałomyślnie wymyślił chyba tylko po to, żeby w drugim semestrze móc wcisnąć nam w plan jeszcze biologię molekularną i genetykę kliniczną, okazał się być całkiem przyjemny - w sam raz na początek przyjemnych trzech tygodni ferii. Styczeń upłynął szybko, od jednego kolokwium do drugiego, między nimi dla rozrywki pojawiły się jeszcze jakieś mniejsze zaliczenia przedmiotów, na których cały semestr się spało i nagle trzeba było szybko ogarnąć, czego one w ogóle dotyczyły. Jednego styczniowego popołudnia nauczyłam się wreszcie cyklu Krebsa. I stwierdziłam, że za duży szum wokół niego się zrobił, a to chyba najłatwiejszy biochemiczny cykl przemian. Gdybym mogła tylko takich rzeczy na biochemii się uczyć! W styczniu kurier dostarczył mi nowiutki, niebieski stetoskop, zwykłam więc mierzyć ciśnienie i osłuchiwać swoich lokatorów i ich gości. W styczniu się wysypiałam i zrobiłam odwyk od słodyczy. Gotowałam, a nie odmrażałam obiady. Smakowałam kolejne zielone herbaty, po kawę sięgając w ostateczności. Spacerowałam, ćwiczyłam, czytałam i słuchałam dużo pięknej muzyki.  W styczniu realizowałam swoje nie-postanowienia noworoczne, bo postanowień już od jakiegoś czasu nie robię. Każdego dnia możemy coś w sobie zmieniać, bo każdy dzień jest nowym początkiem. I kiedy tak porównuję ten rok do poprzedniego, to mimo, że teraz jest o wiele więcej nauki, więcej zaliczeń, kolokwiów, egzaminów, albo też nawet samych wejściówek, i na każde zajęcia należy być dobrze przygotowanym (kiedy na I roku nie raz mogło nam się upiec, gdy odpuściliśmy sobie coś kosztem zbliżającego się koła z innego przedmiotu) - to teraz właśnie znajduję więcej czasu na odpoczynek, na jakieś wyjście, czasu na "naukowe marnotrawienie czasu". Grunt to dobra organizacja, zdrowy rozsądek, sen i jedzenie. I życie w zgodzie z samym sobą. Dlatego, jak pokazał styczeń, śmiem twierdzić,  że 2015 rok będzie dla mnie dwa tysiące piękniastym. Tak powiedziała jakaś słuchaczka w Trójce i tak mi się to zapamiętało. Niech Wasz też taki będzie! A jeśli ciągle walczycie z sesją - trzymam kciuki! A jeśli też już macie ferie - niech będą piękniaste, jak cały rok! ;)

sobota, 3 stycznia 2015

białe święta


Nawet nie musiałam marzyć o białych świętach!  Wystarczyło ponarzekać w ostatnim poście i tak oto mogłam popijać nie jedną świąteczną herbatkę patrząc na sypiący za oknem śnieg i grzejąc stópki przy kominku. To były święta! 
A styczeń powitał mnie wichurami, sztormami, deszczem do tego stopnia, że jeszcze nie przywitałam się ze swoim morzem. Z nowym kalendarzem też się miło nie zaprzyjaźniłam, bo terminy nadchodzących kolokwiów i egzaminów nie są czymś, co lubię sobie zapisywać. Na pocieszenie: za niedługo się do wszystkiego i tak przyzwyczaimy od nowa. A za rok znów będziemy coś kończyć i coś postanawiać. Takie trochę błędne koło. Ale nie prowadzi do nikąd, na pewno. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! :)