Podczas dzisiejszych zakupów w wiadomym studenckim sklepie moją uwagę zwróciła książka o tytule znajdującym się w tytule posta. Podeszłam, biorę ją do ręki, myślę: chyba widziałam coś o niej w internecie... Pierwsza strona: "napisz swoje imię (na białej kartce) białym kolorem... napisz swoje imię nieczytelnie....". Gdzieś w środku: "zaklej tę kartkę wycinkami z gazet... zabazgraj... podrzyj tę stronę... narysuj to i to". Patrzę: obok kolejna książka tej samej autorki, której nazwiska nawet nie zapamiętałam (ba! nie starałam się o to nawet), Pod tytułem adnotacja: "Książka autorki światowego bestselleru Zniszcz ten dziennik". Bestselleru?! Kto się dał na to nabrać? Kto dał sobą tak łatwo zmanipulować? Co się stało z naszym społeczeństwem, społeczeństwem XXI wieku, że takie coś uważa za bestseller? Coś, co nie pobudza do własnej, niezależnej twórczości, wyrażania siebie na swój własny, unikalny sposób?
Gdy będę chciała pognieść czy spalić kartkę, a wcześniej ją zupełnie zabazgrać to po prostu wezmę kartkę i to zrobię. Nie muszę mieć do tego specjalnego "dziennika-bestselleru", który będzie mi mówił co mam dzisiaj zrobić. Niech to byłyby jakieś konkretne rady, przynoszące jakieś pozytywne efekty... Przypominają mi się teraz ćwiczenia, które rozwiązywałam w wieku przedszkolnym. Miały podobną formę: "pokoloruj kwadraty na żółto... otocz pętlą wszystkie instrumenty muzyczne...". Tylko, że one rozwijają człowieka na danym etapie rozwoju, nie cofają go lub zatrzymują tylko po to, żeby nie stał się za bardzo produktywny... Przeżyłam szok. Cofamy się. Szkoda, że to jest regresja trochę z własnego wyboru.
No, tyle z moich dzisiejszych frustracji. Żeby sobie dzisiaj je zrekompensować spędzam miły wieczór z naleśnikami z truskawkami (mrożonymi, ale z własnego ogrodu!) i LP3 w tle. I pogoda coraz bardziej wiosenna - chciałoby sie powiedzieć: wiosenniejsza! ;)
piątek, 20 lutego 2015
sobota, 14 lutego 2015
Grupa krwi
Pamiętam, jak jeszcze na praktykach pielęgniarskich zbierałam wywiady z pacjentami. W karcie znajdywało się pole "grupa krwi". Jeden pan zdecydowanie odpowiedział, że ma grupę A2B. Moja mina: O.o
- Ale.. proszę Pana... nie ma takiej grupy... skąd Pan to wie, ma pan na to dokument przy sobie?
Zapewniał, że miał w starym dowodzie, ale jako, że nie miał go przy sobie, dokończyłam wywiad i ciekawa, o co chodzi, pobiegłam do pielęgniarki po poradę. No bo niby jak to on może mieć grupę A2B!?
Otóż może.
Człowiek uczy się przez całe życie, jak widać.
Dziś, już na 4 semestrze na temat grup krwi wiem więcej niż wtedy, na praktykach. I śmieję się z siebie, jednocześnie chcąc takie "błędy" popełniać jak najczęściej, bo nic nie uczy tak dobrze jak życie, którym można zweryfikować teorię i teoria, którą można potwierdzić sytuację z życia.
- Ale.. proszę Pana... nie ma takiej grupy... skąd Pan to wie, ma pan na to dokument przy sobie?
Zapewniał, że miał w starym dowodzie, ale jako, że nie miał go przy sobie, dokończyłam wywiad i ciekawa, o co chodzi, pobiegłam do pielęgniarki po poradę. No bo niby jak to on może mieć grupę A2B!?
Otóż może.
Człowiek uczy się przez całe życie, jak widać.
Dziś, już na 4 semestrze na temat grup krwi wiem więcej niż wtedy, na praktykach. I śmieję się z siebie, jednocześnie chcąc takie "błędy" popełniać jak najczęściej, bo nic nie uczy tak dobrze jak życie, którym można zweryfikować teorię i teoria, którą można potwierdzić sytuację z życia.
poniedziałek, 2 lutego 2015
Medyk, dziecko i jądro Onufa
Ferie feriami, niańczę więc kolejne dziecko, tym razem 3-letnie. Umyliśmy się, obejrzeliśmy wieczorynkę i kładziemy się spać.
- Przynieś proszę pieluszkę, założymy ją i przeczytam Ci bajeczkę.
- Małolata, ale ja już nie sikam w nocy!
- No co ty gadasz?! Świetnie, to znaczy, że już Tobie jądro Onufa dojrzało, kolego!
- Przynieś proszę pieluszkę, założymy ją i przeczytam Ci bajeczkę.
- Małolata, ale ja już nie sikam w nocy!
- No co ty gadasz?! Świetnie, to znaczy, że już Tobie jądro Onufa dojrzało, kolego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)