środa, 11 stycznia 2017

nareszcie studiuję!

Muszę się pochwalić. Minione święta były pierwszymi "świętami bez egzaminowych perspektyw" w mojej studenckiej karierze. Żadnych książek, żadnych notatek, żadnego poczucia obowiązku, żadnego strachu, żadnego wrażenia marnowania czasu. Były za to miłe, rodzinne chwile, dobre jedzonko, spacery, uśmiechy, ciepłe dłonie, rozmowy, muzyka, śpiewy, tańce, zwiedzanie, kultura, JEDNOŚĆ. Takiej jedności mi zwykło brakować, gdy wśród bliskich musiałam oddalić się i zająć choć przez kilka chwil nauką, żeby uspokoić sumienie. Mój brak egzaminowych perspektyw był (wciąż jest) potęgowany perspektywą trzech wolnych tygodni w lutym. Nareszcie, po trzech latach mąk, jestem szczęściarą - prawdziwie studiuję. Mam czas zarówno na obowiązki i dodatkowe aktywności. Planując coś, otwieram kalendarz i zapisuję konkretną datę, bez wertowania kartek do przodu i liczenia ile to dni przed kolokwium. Czasem kilka wydarzeń nadkłada się na siebie i to dopiero jest smutne!
Ta prawdziwość studiowania to nie wieczna impreza, choć przyznać muszę, że i na to więcej czasu się znajduje i rzadko kiedy piwkiem się gardzi (dzięki Bogu za dobrych ludzi, którzy czasem budzą styranych wstawaniem na zajęcia o 7.30 przez cały tydzień studentów wracających z "piwka" ostatnim tramwajem), ale też podróże, spokój, ŻYCIE, poszukiwanie, zainteresowanie, rozwijanie się, koła naukowe, dyżury, konferencje, książki, publikacje, komputer, kawa i zagłębianie się w jakiś temat, powoli, bez stresu - wspaniałe!
Jestem przeogromnie wdzięczna za miniony rok. W pierwszych jego minutach życzyłam, żeby to był "nasz rok", w ostatnich dopiero odczułam, których "nas" on był. I chyba też zrozumiałam wreszcie, dlaczego nie mam w zwyczaju robienia postanowień noworocznych. My, ludzie, zachowujemy się bardzo impulsywnie, jesteśmy bardzo emocjonalni. Momentalnie ulegamy fascynacjom, snujemy dalekosiężne plany, a potem, zupełnie nagle, niekonsekwentnie, bez walki, z nich rezygnujemy. A przecież zwykle wystarczy tylko cierpliwość i cicha obecność, trwanie w "powolnym robieniu swego", zrozumienie, wsparcie (nawet to od samego siebie) - i wszystko, naturalnie, w swoim tempie zacznie się układać. W to wierzę i tego chcę: robić swoje i wykorzystywać szanse, które co jakiś czas podsyła los. I to jest moje jedyne postanowienie, ale nie na nowy rok - na każdy nowy dzień. I tego też Wam życzę, żebyście każdego dnia tego nowego roku witali nowe szanse, z uśmiechem, z motywacją, z wiarą!
Kończę uśmiechem, coby nie było tak nostalgicznie :) Trzymajcie się ciepło w te mrozy!



2 komentarze:

  1. Nam jeden z prowadzących zwykł mawiać, że medycyna to, moi drodzy, nie są studia. To jest szkółka zawodowa. Inni studiują, wy się uczycie. Inni siedzą w czytelni i popijając kawę (dobra, nie w każdej można pić ;)) zagłębiają się w tajniki pasjonujących dla nich dziedzin, stawiają pytania i szukają odpowiedzi. Wy kujecie od a do z to, co my wam każemy na kolokwium. Gdzie tu miejsce na studiowanie?
    Czekam aż ten zabójczy III rok wreszcie się skończy i będę mogła troszkę postudiować ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze powiedziane! To takie prawdziwe i smutne bardzo :( i chyba cos podobnego kiedyś od któregoś ze swoich wykladowcow tez slyszalam :) uwierz, 3 rok zleci nim sie obejrzysz!

      Usuń