Fajnie jest. 2 września na ulicach wszystkich miast dzieci i młodzież ubrana w czerń, biel i granat ruszyły rozpocząć kolejny rok szkolny, a ja bez zbędnego uczucia żalu mogłam ruszyć sobie na północ północy, kupując pewnie któryś z ostatnich biletów na pociąg ze zniżką tylko 37%, pozwalając sobie przez tydzień skorzystać z jeszcze-wakacyjnego-ale-już-wrześniowego słońca. Nie, wcale nie dogryzam tym, którzy wakacji już nie mają, ale zauważam wspaniały fakt, który pozwala biednym studentom skosztować nieco wakacyjnego, tańszego, posezonowego odpoczynku (o ile nie gonią trzecie terminy, ale mnie to jeszcze nie dotyczy ;). Ale powiedzieć chciałam o tym, co było rok temu. Jak na apelu, śpiewając hymn szkoły byłam przerażona nadchodzącym rokiem. Mnie się udało. Bez zbytnich wyrzeczeń i z proporcjonalną ilością potrzebnego wolnego czasu. I Wam wszystkim się uda, jeśli naprawdę czegoś chcecie!
"Marzenia przecież po to są, by życie je spełniło, a człowiek walkę wygrywa swą wolą, pracą i siłą."
A tymczasem wracam do rzeczywistości z nową motywacją. Trzeba sprawdzić, których z must-have podręczników jeszcze nie mam, obejrzeć mieszkanie i zacząć powoli, w myślach, się pakować. O ile wcześniej nie byłam jeszcze gotowa nowego, to teraz jestem już tego ciekawa. I nie, żebym czekała z utęsknieniem na październik - czekam, ale może bez utęsknienia..?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz