Miasto Marzeń przywitało mnie wymarzoną pogodą, południowym słońcem godnym września i jeszcze trwającego lata. Wróć, zapomniałam, że wczoraj był pierwszy dzień jesieni. Nikt mi nie przypomniał. A więc słońce było ponad możliwości jesieni. I było tak pięknie, a przed chwilą jak na złość się rozpadało. Chciałam iść na miasto i nie pójdę. Zostanę jeszcze trochę w mieszkanku, wdychając zapach strasznie intensywnie pachnących jabłkiem chusteczek, którymi przed chwilą czyściłam szafki. W tle gra sobie Trójka, co jakiś czas przeleci samolot. Słońce też co jakiś czas się wysuwa zza chmur. Dobra, dosyć takiego poetyzowania. Chyba nie skończę tych studiów, bo wcale nie mam ochoty ich nawet zaczynać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz