Nawet nie wiem jak zacząć po ponad dwóch miesiącach nie-pisania. Nie ma sensu opisywanie wszystkiego po kolei. Studia stały się dla mnie już mało fascynującą codziennością. Mało fascynującą z rodzaju fascynacji typu: "Wow! Medycyna! Wow! Biały fartuch! Stetoskop, wow!" (choć takich na pierwszym roku wcale nie było jakoś specjalnie więcej), bo fascynacje jakimiś ciekawymi zdarzeniami, faktami, odkryciami, własnościami, procesami zdarzają się, i to całkiem często. Co prawda często nie są to rzeczy, które akurat w danej chwili powinny mnie zainteresować, a takimi są na przykład reakcje syntezy hormonów sterydowych strukturalnie, choć nie powiem - wystarczy się dobrze nastawić, czasem wypić coś odpowiedniego i rysowanie wzorków może się nawet spodobać - do tego stopnia, że po kolokwium odczuwa się swego rodzaju... pustkę - no bo jak to: nauczyłam się, właśnie zaczęło mi się to nawet podobać, a teraz mam znów uczyć się jakiś kosmicznych niezrozumiałych jeszcze rzeczy? Nie jest to jednak pustka na tyle głęboka, żeby nie celebrować odpowiednio dnia pokolokwialnego. A to wręcz uwielbiam! O ile przed kołem dzień polega głównie na nauce, z przerwami na potrzeby fizjologiczne i ewentualne przewietrzenie neuronów, kiedy to o przemijającym czasie informuje głównie poziom jasności w pokoju, a ten czas przemija jak na złość za szybko i jest go stale za mało, to w dzień pokolokwialny czasu jest aż nadto. Nigdy nie robię tyle, ile w takie właśnie dni. Najpierw trzeba sprzątnąć wszystkie walające się wszędzie notatki, książki, zeszyty, potem sprzątnąć mieszkanie, przy okazji puścić na cały regulator muzykę i umilić sąsiadom dzień swoim śpiewem (brak epitetu oznacza, że ocenę zostawiam im [sąsiadom]), ugotować wreszcie dobry obiad, upiec ciasto, pójść na zakupy, łazić 3h po galerii nawet ostatecznie nic nie kupując, przejrzeć zaległe internety, doczytać kilka kolejnych rozdziałów książki, obejrzeć zaległe odcinki seriali, albo jakiś film, na który się ma ochotę od dłuższego czasu, pobiegać, poćwiczyć, a po tym wszystkim pójść na imprezę, bawić się do rana i nie czuć nawet zmęczenia. Potem wyspać się porządnie i cykl zaczyna się od nowa. W kółko "od koła do koła" ;).