Ta prawdziwość studiowania to nie wieczna impreza, choć przyznać muszę, że i na to więcej czasu się znajduje i rzadko kiedy piwkiem się gardzi (dzięki Bogu za dobrych ludzi, którzy czasem budzą styranych wstawaniem na zajęcia o 7.30 przez cały tydzień studentów wracających z "piwka" ostatnim tramwajem), ale też podróże, spokój, ŻYCIE, poszukiwanie, zainteresowanie, rozwijanie się, koła naukowe, dyżury, konferencje, książki, publikacje, komputer, kawa i zagłębianie się w jakiś temat, powoli, bez stresu - wspaniałe!
Jestem przeogromnie wdzięczna za miniony rok. W pierwszych jego minutach życzyłam, żeby to był "nasz rok", w ostatnich dopiero odczułam, których "nas" on był. I chyba też zrozumiałam wreszcie, dlaczego nie mam w zwyczaju robienia postanowień noworocznych. My, ludzie, zachowujemy się bardzo impulsywnie, jesteśmy bardzo emocjonalni. Momentalnie ulegamy fascynacjom, snujemy dalekosiężne plany, a potem, zupełnie nagle, niekonsekwentnie, bez walki, z nich rezygnujemy. A przecież zwykle wystarczy tylko cierpliwość i cicha obecność, trwanie w "powolnym robieniu swego", zrozumienie, wsparcie (nawet to od samego siebie) - i wszystko, naturalnie, w swoim tempie zacznie się układać. W to wierzę i tego chcę: robić swoje i wykorzystywać szanse, które co jakiś czas podsyła los. I to jest moje jedyne postanowienie, ale nie na nowy rok - na każdy nowy dzień. I tego też Wam życzę, żebyście każdego dnia tego nowego roku witali nowe szanse, z uśmiechem, z motywacją, z wiarą!
Kończę uśmiechem, coby nie było tak nostalgicznie :) Trzymajcie się ciepło w te mrozy!